Rejs trwa:
1
1
2
2
9
9
4
4
dni
0
0
4
4
godz
1
1
5
5
min
2
2
2
2
sek

 

Czuję ciśnienie, dosłownie i w przenośni. Te dosłowne to ciśnienie słupa wody wywierane na moje ciało podczas codziennego nurkowania. Otóż z Marcinem i Natalią chodzimy na kurs  Open Water Diver. Jeszcze niedawno byłem pierwszą osobą która twierdziła, że żadne papierki nurkowe mi są nie potrzebne, bo robię to okazjonalnie i tylko od czasu do czasu. Ale kilkukrotnie już okazało się, że bez patentu traktują mnie jako absolutnego nowicjusza i szkolą od zera (i słusznie – safety first). Do tego nurkowanie bez certyfikatu to nurkowanie niezbyt głębokie, przy jakiejś „grzecznej” rafie bo gdzie indziej (czyli tam gdzie ciekawiej) to danger i trzeba okazać certyfikat. Do tego nurkowanie dla tych posiadających plastikowy dokument jest też tańsze.  

 

 

 

Zatem moje podejście do certyfikatów się zmieniło o sto osiemdziesiąt stopni i jak najszybciej chciałem pójść na kurs, wszak przed nami jedne z piękniejszych wysp do nurkowania. No więc drepczemy codziennie na przystań gdzie przyodziewamy skafandry, jackety, butle, dodatkowe ciężary - stając się o chyba sto kilo ciężsi, a potem na ponton i siup… pod wodę. Tam w ramach ćwiczeń wyciągamy / wkładamy z ust regulator dozujący powietrze, ściągamy i zakładamy maski, pływamy góra / dół sterując oddechem i takie tam podobne ćwiczenia. Potem dla relaksu płyniemy na wrak niewielkiej Cessny i dwóch małych statków, a może większych jachtów. Na jednym z nich uchowały się jedynie wręgi, niewiele poszycia, część pokładników i… kibel, jak nowy.

Wassyl w marinie Papeete

 

Drugie wyczuwalne ciśnienie generowane jest przez znajomych i sympatyków rejsu – CZEMU NA STRONIE NIE MA NIC NOWEGO. Nawet przed chwilą zadzwonił mój brat bo zaczął się martwić że zagineliśmy gdzieś w czasoprzestrzeni.

No to szybko się poprawiam.  A po prawdzie mówiąc to trudno usiąść i pisać… czas ucieka na obowiązkach i przyjemnościach, ale po kolei:.

Pierwszy tydzień postoju to były głównie naprawy. Odkąd wypłynęliśmy z Chile jak tylko pojawiła się jakaś usterka wymagająca najprostszej choćby części to słyszeliśmy – Papeete. No tak, na wiosce to można kupić olej do smażenia, cebulę (pomidory to już wyzwanie), nutellę z Polski, a butla z gazem stanowiła chyba szczyt możliwości. O pompce Jabsco do kibelka, kawałku liny miękkiej lub stalowej, membranie do odsalarki, akumulatorze żelowym i innych tego typu „prostych” rzeczach nikt nigdy tam nie słyszał.

 

Nowa technika żeglowania - niezbyt daleko od brzegu!

 

Zatem już następnego dnia po zacumowaniu rozpoczął się szał zakupów i napraw. Ja byłem głównie tym od szukania, wyrywania paczek z rąk celników i przewoźników, poszukiwania speców od nietypowej roboty no i papierki, papierki, papierki. Ale poszło nawet gładko, no jedynie ta pompa do WC jeszcze do nas nie dotarła, ale już za 3 tygodnie może przypłynie z jakiegoś kontynentu. Najwięcej napracował się Marcin, pełnił rolę elektryka i mechanika. Mamy więc już nowiutki bank akumulatorów, trochę zmodyfikowaną instalację i długą listę ‘to do’ jeszcze ‘to do’. Na to przyjdzie czas podczas zimowania…

 

a jednak to "tylko" mycie żagli...

 

Drugi tydzień który powoli idzie ku końcowi to już bardziej relaks. Miasto może i dało by się polubić, gdyby wszystkie ceny podzielić przez pięć. A tak nawet wizyta w McDonaldzie boli (jakieś tam menu po 50 zł, milk shake – 20 zł). W pobliżu mariny jest nawet fajny bar, ale odwiedziłem go „tylko” dwa razy – pierwszy i ostatni. Wypiliśmy z Natalią po drinku, do tego jedna mała cola, a z karty płatniczej wyjechało sto trzydzieści złotych. ROZUMICIE?

Dobra, dość narzekania - są też atrakcje gratis, np. światowe (a bardziej Pacyficzne) zawody Triatlonowe, piękny park w którym robimy sobie czasem piknik, niemal codziennie przypływające olbrzymie Cruisery które cumują tuż przed dziobem Wassyla. Na jednym z nich pracuje Gosia, zawodowa córka Henia z Pogorii. Spotkanie po drugiej stronie globu to niesamowite przeżycie.

 

w doborowym sąsiedztwie... nie zawsze jest okazja zacumować obok Wassyla!

 

Zresztą spotykamy tu czasem różnych Polaków – dwie mieszkające od kilku lat polsko-francuskie rodziny, dwójka turystów w drodze na kolejną wyspę, a dziś z nami nurkował kolejny krajan. Kto wie, może znajdzie się i Polski dom na święta, chociaż Natalia zapowiada że na wszelki wypadek narobi nam zapas uszek i pierogów…

 

Triatlon w Papeete - tuż przed startem...

 

i za metą...

 

Ja też coś zostawię tu od siebie, na zawsze... dwie ósemki, ząbki które mi wyrwała miła Pani stomatolog. Przy pierwszej powiedziała, że ósemek się nie leczy bo trudne dojście (a otwierałem buzię jak najmocniej), a przy drugiej powiedziała, że skoro już nie mam pierwszej to i tak nie będę mógł nią gryźć. Tym sposobem były dwie małe dziurki w ząbkach a teraz są dwie duże – po zębach. I to wszystko za jedyne… ach, przecież miałem nie narzekać!

Plan jest taki żeby z nowym tygodniem ruszyć się na kolejne wyspy Towarzystwa, ponurkować, poplażować, popijać colę i patrzeć jak w luksusie Bora-Bora pławią się bogaci turyści na miesiącach miodowych. No po drodze chcemy jeszcze zapolować na wieloryby, ale nie dosłownie, wystarczy, że rzucimy się koło nich do wody aby wspólnie ponurkować. Czyż życie nie jest piękne?

Z mariny Port de Papeete w cieniu kolejnego cruisera nadawał Bolo


Wyprawa współfinansowana jest ze środków Miasta Szczecin.

Partner wyprawy.

 


Partnerzy medialni:

         
 


O wyprawie przeczytasz także w:
     Rejsuj.pl                             
 

 


 

7 continents 4 oceans - the longest way around the Wolrld.