Rejs trwa:
1
1
2
2
6
6
4
4
dni
2
2
3
3
godz
4
4
6
6
min
5
5
2
2
sek

 

19.04.2017 Ostatni dzień na Rarotonga

Rano Artur z Rudą robią ostatnie zakupy i możemy ruszać w morze. Udało się bez większych problemów wyrwać kotwicę. Trochę się o to bałem, bo dno w porcie muliste a silne wiatry przez kilka ostatnich dni mogły ją mocno zakopać. Na oceanie umiarkowany spokój, wiatr cztery do pięciu i trzy metrowa długa fala. Stawiamy na początku zestaw asekuracyjny żagli – genua i grot na drugim refie, aby po południu rozwinąć największy dostępny zestaw. Kolejne mile zostawiamy za rufą kierując się na Aitutaki, niewielkiej ale ponoć pięknej wyspy z wewnętrzną laguną.

 

Marcin trałuje dużego tuńczyka – tym razem wygrał tuńczyk

 

20.04.2017

W ciągu dnia utrzymujemy satysfakcjonującą prędkość sześciu węzłów, dzięki czemu po szesnastej rzucamy kotwicę nieopodal Aitutaki. Słowo nieopodal jest tu dość na miejscu, bo do brzegu mamy prawie kilometr wąskim i płytkim kanałem wykopany w rafie. Niestety nasze zanurzenie jest zbyt duże więc musimy kotwiczyć na zewnątrz rafy, i to na tyle blisko bariery, że jest to troszkę niebezpieczne. Wachty kotwiczne będą musiały czuwać ze zdwojoną uwagą.

21.04.2017

Dziś mamy wychodne. My, to znaczy Magda, Natalia Marcin i ja. O dziewiątej rano pyrkamy naszym pontonem przez długi i wąski kanał ręcznie wykopany w tutejszej rafie koralowej i prowadzący do niewielkiego portu. Cumujemy zręcznie do małego pomostu i już jesteśmy suchą stopą na Aitutaki. Pierwsze kroki kierujemy do zapoznanego w Rarotonga celnika o imieniu Wayne, który na co dzień urzęduje tutaj na wyspie. Okazuje się, że póki co nie mamy papierkowej roboty. Kolejny punkt który odwiedzamy to informacja turystyczna. Rozpytujemy o wszelkie dostępne na wyspie atrakcje, ale są albo zbyt drogie, albo mało ciekawe przy aktualnej pogodzie. Cóż, nadal pada deszcz. Od kilku dni właściwie co chwilę przechodzą ulewy lub mżawki. Sama wioska w której się znajdujemy – Arutanga, choć dość rozłożysta nie zapewnia zbyt wielu atrakcji. No może poza pocztą, na której nabywamy pamiątkowe znaczki oraz sklepem spożywczym w którym kupujemy to co zawsze czyli piwko, soczek i coś słodkiego. Z dostępnych atrakcji decydujemy się na dwa skutery, aby móc pojeździć po wyspie. Ja mam nadal aktualne prawo jazdy wydane na Rarotonga, ale Marcin nic nie posiada, nawet prawko na samochód zostawił na jachcie. „A umie Pan jeździć?” - pada pytanie. „No umiem”. „To ok.”, i bez problemu dostajemy dwa skutery. 

 

Pani kierowca i Pani pilotka, co wyjdzie z takiego połączenia?

 

Nie spieszy nam się z wypełnieniem dokumentów w biurze wypożyczalni, na zewnątrz akurat leje. Wg prognozy deszcz powinien ustać około południa, więc czekamy pół godziny w klimatyzowanym i wygodnym biurze, czytając wszystkie dostępne ulotki i studiując mapę wyspy.

Gdy z ulewy zrobił się lekki deszczyk jedziemy jeszcze do sklepu po chleb, a chwilę potem już w pełnym słońcu kierujemy nasze cztery koła (po dwa na skuter) w kierunku Helu. Nie, „nasz” Hel nie leży aż tak daleko. Tak nazwaliśmy zakątek wyspy znajdujący się na końcu cienkiego półwyspu leżącego od północy. Wizualnie trochę to przypomina półwysep Helski, tylko zamiast torów kolejowych tutaj przez jego całość biegnie pas startowy lotniska.

To chyba najpiękniejszy zakątek na wyspie, dowodzić mogą tego hoteliki i resorty dość gęsto tu umiejscowione pośród palm i krzewów. Widok na lagunę jest piękny, różne odcienie błękitu wody i żółtego drobnego piasku. Zatrzymujemy się tuż obok lokalnej stacji pogody składającej się z wiszącego na sznurku niewielkiego kamienia. Nie, nie żartuję, to najprawdziwsza profesjonalna stacja meteo. Wszystko się wyjaśnia, gdy przeczytamy objaśnienia:

  1. Gdy kamień jest suchy to świeci słońce
  2. Gdy kamień jest mokry to pada deszcz
  3. Gdy nie widzisz kamienia to jest mgła
  4. Gdy kamień się buja to wieje wiatr
  5. Gdy kamień jest biały to pada śnieg
  6. Gdy kamienia nie ma to przechodzi właśnie cyklon.

Dodatkowo drobnym druczkiem dopisano: „Aktualizacja pogody odbywa się codziennie o 07.00 UTC”.

 

Profesjonalna stacja meteo

 

Kamień był suchy i faktycznie świeciło słońce, więc chyba działa. Ciekawe kiedy ostatnio był biały. Wypijamy na plaży zakupione wcześniej soczki i trochę spacerujemy po okolicy. Szkoda, że nie zabraliśmy strojów kąpielowych, można by się zanurzyć, może innym razem.

 

Błękit i zieleń – helska laguna

 

22.04.2017

Wreszcie przyszedł piękny, pogodny, bezdeszczowy dzień. Ale moja druga wachta zbyt mocno z niego nie skorzysta, bo dziś mamy kambuz i wachtę kotwiczną, czyli pilnujemy łódki. Po dziewiątej pozostała część załogi wypływa na całodniową wycieczkę, więc zostajemy na jachcie we dwójkę z Natalią. Rzadko mamy okazję przebywać na jachcie w tak małym gronie. Żeglowanie w osiem osób niesie wiele udogodnień – aż trzy wachty, więcej czasu na odpoczynek, dużo rąk do pracy przy manewrach, większe urozmaicenie w życiu codziennym. Ale do tego dochodzi niestety duża ciasnota, wieczny gwar, brak prywatności i dużo gotowania w kuchni. I właśnie dziś mamy okazję odetchnąć od tego gwaru i ciągłego ruchu na łódce. Nie musimy także pół dnia spędzić w kambuzie, gdyż ugotowany dzień wcześniej gar fasolki z pewnością wyżywi dziś całą załogę.

Robimy małe porządki, służbowe i te prywatne, i mamy czas by poleżeć na pokładzie i rozkoszować się słońcem i przyjemnym chłodzącym wiatrem. Ten sielankowy stan mija tuż przed siedemnastą, kiedy to z powrotem na pokład gramoli się pozostała szóstka ekipy. I znów jest szum, gwar, stukanie naczyń, wieczne skrzypienie podłogi, rozmowy i szepty. I szum wiatraków chłodzących zmęczone duszyczki w koi po całodniowych lądowych przygodach.

23.04.2017

Prognozy są nieugięte, po południu ma znów zacząć padać deszcz, więc czym prędzej pakuję się z Natalią na wypożyczony skuter i wyruszamy ku nowej przygodzie. Ta pierwsza leży wysoko, najwyżej na wyspie. To punkt widokowy znajdujący się na szczycie najwyższej na wyspie góry. Większość trasy pokonujemy skuterem, choć droga asfaltowa przechodzi najpierw w szutrową, potem trawiastą a w końcu nawet lekko błotnistą. Udaje się dojechać niemal do punku docelowego. Jeszcze tylko pięć minut dość stromej wspinaczki i zdobywamy lokalny ośmiotysięcznik Maungapu. No dobra, tak naprawdę „nasza góra” ma aż… 124 metry. Widać z niej całą wyspę wraz z rozległą rafą koralową i jej barierą. W oczach migoczą wszystkie odcienie błękitu i zieleni, bo muszę przyznać, że przyroda jest tutaj bardzo bujna i urozmaicona, nie tylko palmy jak na wyspach Tuamotu. Robię kilka zdjęć i ruszamy stromą błotnistą drogą w dół. Niemal się zakopaliśmy, a właściwie przykleiliśmy do gęstej brunatnej mazi pokrywającej naszą drogę.

 

Chyba komuś słońce troszkę zaszkodziło

 

Widoczek na lagunę

 

Znów jedziemy na Hel. To chyba najpiękniejsze miejsce na wyspie, a dziś planujemy zabawić tam nieco dłużej chłodząc się wodą z laguny i drinkiem z baru. Woda w lagunie nieco zimniejsza niż nasze przyzwyczajenia. Brodzimy głównie po płytkich sięgających w głąb laguny jęzorach płycizn. Jest dość bajkowo, okoliczne hoteliki składają się z niewielkich drewnianych domków ukrytych gdzieś pośród drzew, są prawie niedostrzegalne. Turystów także niewielu – tu i tam ktoś się chłodzi w lagunie tak jak my.  

 

Luksusowy resort ukryty w pikęknych okolicznościach przyrody

 

Gorące słońce i orzeźwiająca woda – rozkosz na Helu

 

Druga stacja rozkoszy to pobliski bar, gdzie próbujemy lokalnych drinków. Czas płynie tu powoli, słońce przypala dość intensywnie, a rozmowy jak zawsze sprowadzają się do ploteczek. A zapowiadany deszcz? Jakoś nie przychodzi, ale my się tym faktem z pewnością nie zamartwiamy.

 

Coś zimnego na ochłodę

 

W drodze powrotnej robimy jeszcze raz cross country przez całą wyspę i wracamy na nieco rozbebeszony jacht. Marcin mający dziś kotwiczną, korzysta z luzu na łódce i dokonuje kilku napraw, jeszcze je kończy. Jutro już tylko sprawy służbowe i w morze. Na jeszcze bardziej dziką i odległą wyspę Palmerston.  

 

Zlany słonecznym potem nadawał Bolo

 


Wyprawa współfinansowana jest ze środków Miasta Szczecin.

Partner wyprawy.

 


Partnerzy medialni:

         
 


O wyprawie przeczytasz także w:
     Rejsuj.pl                             
 

 


 

7 continents 4 oceans - the longest way around the Wolrld.